Skróty klawiszowe:

Strona wykorzystuje pliki cookies.
Dowiedz się więcej...

biuro@mok.pl

32 672 28 82

Centrum Kulturalnych Spotkań

Aktualności

T.Love – ostatni Mohikanie rock'n'rolla

T.Love – ostatni Mohikanie rock'n'rolla

Bez wątpienia największą gwiazdą tegorocznych Dni Zawiercia był zespół T. Love, któremu od ponad trzydziestu lat przewodzi charyzmatyczny wokalista rodem z częstochowskiego Rakowa, czyli Zygmunt „Muniek” Staszczyk. Zespół T.Love prezentował na koncercie swoje wielkie przeboje, ale także i nowe piosenki, które zwiastują mający się ukazać jesienią album zatytułowany po prostu „T.Love”. O nowej płycie, ale i nie tylko Muniek Staszczyk opowiadał w ekskluzywnej rozmowie przeprowadzonej przed koncertem. 

Kamil Pietrzyk: Pochodzi pan z Częstochowy, a więc rzut beretem od Zawiercia. Czy ma pan jakieś skojarzenia z naszym miastem, bywał pan może u nas przed laty, zanim przyjeżdżał zawodowo z koncertami? 

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Zawiercie nigdy nie było mi geograficznie obce, bo zawsze się mówiło, traktowało te ziemie jako sąsiedzkie. Urodziłem się w Częstochowie, moja rodzina pochodzi z Częstochowy, więc Zawiercie, Myszków, Olsztyn, Herby – te okolice traktowałem tak lokalnie, jako coś bliskiego, natomiast jeździłem tutaj niedaleko do Żarek z babcią latem na takie letniskowe klimaty, bo był fajny zbiornik. Myślę, że w Zawierciu grałem kilka razy. Nie wiem ile... Musiałem grać...

Kamil Pietrzyk: Na pewno grał pan z T.Love w 2009 roku...

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Nie miałem ani przyjaciela, przyjaciółki, ani jakiejś bliskiej osoby z Zawiercia. Traktuję to zupełnie po ziomalsku jako coś bliskiego w sensie geograficznym, bo przecież ile to jest 40 km? Te okolice Częstochowy: Zawiercie, Radomsko, Myszków to takie nazwy, które się zawsze rzucało – od dzieciaka to znam. Powiem szczerze, że Zawiercia jako miasta dobrze nie znam. Jak mówisz, że byłem tutaj w 2009 roku, to musiałem tu być. Nie pamiętam gdzie byłem, bo zespół gra 34 lata i w wielu miejscach jest, ale wiem, że musiałem tu być.  

Kamil Pietrzyk: Na stronie internetowej zespołu wyczytałem, że pod koniec czerwca, kiedy już uporacie się z koncertami, wchodzicie do studia Custom34 w Gdańsku, żeby nagrywać nową płytę. Jest ona zapowiadana jako „soul-punk, skrzyżowanie czarnej tradycji Motown z białym rock'n'rollem”. Czy jest to chwyt marketingowy, czy faktycznie możemy spodziewać się czegoś na kształt fuzji Steviego Wondera i The Clash?

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Dzisiaj zagramy kilka piosenek z nowej płyty, bo na wszystkich tych koncertach plenerowych ogrywamy ten materiał. Wchodzimy do studia w zasadzie za dziesięć dni. Płyta powstała właściwie w cztery miesiące. Będzie na niej osiemnaście piosenek, z czego siedemnaście naszych. Jeden utwór jest Johna Portera. Nagramy z nim duet, bo już dawno temu z nim graliśmy taki kawałek, który chcieliśmy gdzieś zarejestrować. Płyta będzie w dwóch wersjach: normalnej i limitowanej. Pierwszym roboczym tytułem było „Soul-Punk”, ale nazywać się będzie ta płyta „T.Love”. Rzeczywiście oparliśmy się na rytmach, które dobrze kręcą na dobrych basach i na dobrych bębnach plus riffy gitarowe. Oczywiście to jest czarne podskórnie, bo jesteśmy mega białym zespołem i do tego polskim. To, co łączy te utwory, to riffy gitarowe z rytmami, które są podskórnie soulowe. Zawsze lubiliśmy Tamla-Motown. Oczywiście mówię o starym soulu, nie o nowym R&B. Mówię o latach sześćdziesiątych, pięćdziesiątych, o takich artystach jak James Brown, Ottis Redding, wczesny Stevie Wonder czy mnóstwo świetnych soulowych śpiewaków. My oczywiście nie udajemy czarnych śpiewaków. Jest po prostu energia. Teksty są publicystyczne. Płyta jest współczesna. Traktuje o tym, co teraz: o podzielonej Polsce, o podzielonej Europie, o uchodźcach, o problemach. Nie jest za wesoło pod względem tekstowym, ale muzycznie jest tak, że się to dosyć buja. Tak jak patrzę, bo od maja gramy te koncerty, i właściwie na każdym z nich gramy od pięciu do sześciu numerów, to widzę, że są nieźle komentowane na fanpage'u. Ludzie ocenią tę płytę. Wyjdzie w listopadzie. Przy każdej nowej płycie towarzyszy ekscytacja. Jesteśmy zespołem, który długo gra, więc trudno też mi się tak mega podniecać. Staramy się nagrać jak najlepszą płytę. Zrobiliśmy osiemnaście piosenek – nie wiem, czy wszystkie wejdą na tę płytę. Jest szansa na kilka radiowych singli, bo melodie są niezłe. Myślę, że będzie szerzej odbierana niż nasza ostatnia płyta „Old Is Gold”, która była bardzo szanowana, dostaliśmy za nią Fryderyka, dobrze się sprzedała, ale była jakby w węższym kręgu rozpatrywana (śmiech). 

Kamil Pietrzyk: Czyli zostaje nazwa „T.Love”. Często bywa tak, że zespół decyduje się nazywać płytę swoją nazwą po to, aby podsumować swoją działalność. Czy tak też będzie w waszym przypadku? 

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Pomyślałem sobie, że to dziwne, ale nie było takiej nazwy. Nie myślałem w sumie o żadnym podsumowaniu. Pomyślałem sobie, żeby zrobić jakąś fajną, ikoniczną okładkę, opierając się na prostych środkach. Uwielbiam takie płyty, które mają proste środki na okładce, jak banan Warhola z The Velvet Underground czy Oddział Zamknięty. Poprosiliśmy legendę polskiej grafiki, pana Rosława Szaybo, który robił okładki dla Judas Priest, pracował z The Clash w najlepszych czasach londyńskiego oddziału Columbii (Rosław Szaybo był dyrektorem artystycznym w Columbia Broadcasting System – przyp. KP), zrobił wiele rock'n'rollowych okładek. Jesteśmy na ty. Rosław jest świetnym gościem. Ma 86 lat, ale daj Boże być w takiej formie. Jemu spodobał się ten pomysł, co mnie jeszcze podbudowało, bo gdy dowiedział się, że płyta ma się nazywać „T.Love”, a zespół znał i podoba mu się to, co robimy; dostał wszystkie winyle ode mnie w prezencie i tak dalej, to powiedział, że podoba mu się koncepcja prostego hasła. To mnie jeszcze utwierdziło, że nie będziemy już mieszać z tym „Soul-Punk”, bo wcześniej było „Old Is Gold” i tu się robi z tego jakiś przesyt angielskich tytułów... 

Kamil Pietrzyk: Jeszcze przed „Old Is Gold” było „I Hate Rock'n'Roll”...

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: „T.Love” to też nazwa angielska, ale to jest nazwa zespołu. Może to jest dziwne, ale to jest chyba nasza piętnasta płyta, a nazywamy ją, jakby miała być pierwszą. Nie wiem, co to ma znaczyć. Nie zastanawiałem się nad tym, powiem szczerze, ale tak już weszło. Mam nadzieję, że będzie się fajnie prezentować w sklepach z tą swoją prostotą.  

Kamil Pietrzyk: Jako polonista polonistę chciałbym zapytać pana o ewentualne inspiracje literackie, które mogły odbić się w tekstach na nowej płycie. Czy jakieś książki spośród tych, które pan ostatnio czytał, wpłynęły na zawartość tekstową? 

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Mnie wszystko w jakiś sposób inspiruje. Proste rzeczy mnie inspirują – np. rozmowy na próbach, to, co koledzy mówią. Do tego powyjmowanie różnych rzeczy  z mediów, całej tej papki. Jest na przykład jeden utwór poświęcony Davidowi Bowiemu, który nosi nazwę „Warszawa Gdańska”. Chcieliśmy po prostu mu zadedykować pośmiertnie utwór. Ja to sobie nawet wypisałem, na okładce to będzie, ale jakichś bezpośrednio literackich inspiracji, z jakiejś konkretnej książki, którą teraz przeczytałem, to nie ma. Powiem szczerze, że to jest raczej taki komentarz. Dużo w tym nawiązań do takiego spojrzenia na tu i teraz. Chyba najbardziej „tu i teraz” płyta od nie wiem jakiej. Wszystko, co zostało napisane, zostało napisane od stycznia do kwietnia. To są nowe teksty. Mój punkt widzenia, który zawsze był gdzieś troszkę z boku. Punkt widzenia faceta, który nie opowiada się po żadnej stronie, natomiast trochę przerażony jest tym wszystkim. Nie ma takiej konkretnej literatury na zasadzie, że przeczytałem jakąś książkę i zainspirowało, choć cały czas coś czytam.  

Kamil Pietrzyk: W swojej książce „Dzieci rewolucji” opowiada pan o swoich praktykach nauczycielskich w częstochowskim liceum, które były dla pana – jak wynika z książki – przeżyciem traumatycznym. Czy jako niedoszły nauczyciel doradzał, odradzał pan swoim dzieciom książki, lektury, a może raczej sugerował pan im, aby same poszukiwały?

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Moje dzieci miały takie szczęście, że nasz dom jest pełen płyt i książek. Ja czytam, żona czyta. Syn ma 26 lat, córka 23. Wychowywali się w takich czasach, że jeszcze książka istniała. Mój Janek ostatnio powiedział, że jest z ostatniego pokolenia, które wychowało się na podwórku. Nikt nie namawiał, nikt nie wytwarzał ciśnienia. Książki są w domu. Janek sam próbował pisać. W związku z tym, że ja mam szczęście znać paru pisarzy, przyjaźniłem się ze śp. Markiem Nowakowskim, grałem na jego pogrzebie; koleguję się z Andrzejem Stasiukiem, z Krzyśkiem Vargą, znam dobrze Dorotę Masłowską...

Kamil Pietrzyk: Wystąpił pan w filmie „Małżowina” Smarzowskiego z Marcinem Świetlickim... 

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Z Marcinem też się znam. Mój syn też próbował parę lat temu. Nawet mój kolega Paweł Dunin-Wąsowicz opublikował jego opowiadanie w piśmie „Lampa”, a Marek Nowakowski świętej pamięci czytał jego próby i powiedział, że nie są złe, ale Janek zaprzestał. Coś tam pisze, ale obecnie jest we Włoszech, gdzie studiuje italianistykę. Jest na wymianie. Cały czas coś czyta. Lubi wiele rzeczy. Bardzo lubi Krzyśka Vargę, Witkowskiego, Houellebecqa, który jest teraz taki modny. Lubi też różne wspomnienia rock'n'rollowe czy piłkarskie, jak np. książka „Spalony” Andrzeja Iwana. Interesuje się piłką. Teraz mamy gorącą linię na łączach, bo jest Euro. Córka też coś czyta. Myślę, że na tle średniej młodzieży, to czyta dużo. Ja im tak tego czytania tak na siłę nie wpajałem. Te książki zawsze były i są, no bo nie było audiobooków. I tak jest tych książek za dużo, ale jak one są w domu, to myślę, że to tak już „idzie”. 

Kamil Pietrzyk: Rozmawialiśmy o wychowaniu dzieci, więc od wychowania dzieci pozwolę sobie przejść do „Wychowania”, czyli pierwszej studyjnej płyty T.Love. Za trzy lata minie trzydzieści lat od premiery tego albumu. Pan chyba niezbyt przepada za tą płytą? W jednej z wypowiedzi krytykował pan ten krążek za zbyt sterylne i spłaszczone brzmienie. Miał pan też perypetie z cenzurą, która wymuszała zmiany w tekstach. Czy dzisiaj usłyszymy jakiś utwór z „Wychowania”?

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: No, „Wychowanie” na pewno (śmiech). Takie czasy były. Nie ma co gadać. Dla młodych ludzi to jest jakiś kosmos. Wszystkie kapele miały problemy z cenzurą. Jedne śpiewały ostrzej, T. Love bardziej aluzyjnie. Trzeba było tego cenzura w jakiś sposób wykiwać. To była już w sumie końcówka komuny. Jeśli chodzi o płytę „Wychowanie”, to lepsi byliśmy na koncertach w tamtym czasie. Jarek Regulski był dość sterylnym  realizatorem, dobrym do popu. Pamiętam, że przyniosłem mu „jedynkę” The Clash na kasecie, a on powiedział, że to nie stroi. Chcieliśmy brzmieć brzydko i brudno, a zabrzmieliśmy inaczej. Trochę się może nauczyliśmy przy tym nagrywaniu. Był to nasz pierwszy kontakt ze studiem. Nie przepadam za tą płytą. Piosenki same w sobie nie są złe. „Nasza tradycja”, „Imitacja” (pełny tytuł: „Moja kolacja to imitacja – przyp. KP), „Śpiewam bęben”. Jest parę fajnych. Byliśmy lepsi w tym pierwszym częstochowskim okresie, kiedy graliśmy, nie umiejąc kompletnie grać. Mam większy sentyment do tego, cośmy robili w MDK-u w Częstochowie. Wyszło to po latach na płytach S.P. Records. Kompletne demówki. Wolę to niż płytę „Wychowanie” czy „Miejscowi-live”. Mam do nich niespecjalny sentyment. Pierwsza dobra płyta T.Love to „Pocisk miłości”. Te stare utwory jednak zostały. Jak graliśmy koncerty, które kończyły w zeszłym roku działalność T.Love Alternative, to graliśmy tylko ten stary set i powiem szczerze, że młodzi ludzie dobrze to odbierali. Te piosenki się jakoś bardzo nie zestarzały. 

Kamil Pietrzyk: Chciałbym poruszyć teraz temat koncertów w więzieniu, które pan wielokrotnie z zespołem grał. Domyślam się, że musiało to być wielkie przeżycie, kiedy wychodził pan do ludzi, spośród których każdy ma jakąś bolesną, dramatyczną historię. Nikt tam przecież nie trafił z przypadku. Jak pan wspomina te koncerty zagrane przecież dla ludzi, dla których występ zespołu rockowego nie jest czymś dostępnym na wyciągnięcie ręki? 

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Dawno temu zaczęliśmy grać koncerty w więzieniach. Graliśmy w różnych więzieniach: na Rakowieckiej, w Koronowie pod Bydgoszczą, a te w Opolu Lubelskim sfilmowaliśmy. Mamy to udokumentowane. Może kiedyś się ukażą. W tych więzieniach byli faceci z ciężkimi wyrokami. To byli goście, którzy mają dożywocie. Zawiązały się nawet pewnego rodzaju przyjaźnie, koleżeństwo. Robili nam różne prezenty, malowali obrazy, chcieli się jakoś odwdzięczyć. Byłem w pięciu celach, rozmawiałem z nimi i pomyślałem sobie, że skoro już jestem na scenie, to trzeba zrobić coś dobrego. Graliśmy w różnych miejscach: w kościołach, w domach poprawczych, w więzieniach. Zadawali dużo ciekawsze pytania niż dziennikarze. Czuli się marginesem. Nie wierzyli, że my w ogóle do nich przyjedziemy. Bardzo ciepła historia, która pozwala spojrzeć na życie więzienne z innej perspektywy. 

Kamil Pietrzyk: Jak pan się czuje z tym, że publiczność bardzo entuzjastycznie, o ile nie najbardziej entuzjastycznie, reaguje na piosenki, które w zamierzeniu były zapewne pastiszami, utworami nie do końca serio, jak „Chłopaki nie płaczą”? 

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Czy ja wiem, czy tak reaguje? Bez przesady... Akurat „Chłopaki nie płaczą” gramy rzadko. Publiczność reaguje dobrze na utwory z radia. To jest normalne prawidło. „Nie, nie, nie”, „Ajrisz”, „Warszawa”, „Wychowanie”. Chłopaki nie płaczą” to był żart, który stał się przebojem. Z tego, co widziałem na Youtube, to najwięcej wejść nie mają pastisze, tylko utwory typu „Ajrisz”, „Warszawa”, „Lucy Phere”. My nie jesteśmy może takim mega klikanym zespołem, ale te, które mają po kilka milionów, to są normalne piosenki z jakimś przekazem. Nie mówię, że „Chłopaki nie płaczą” nie ma przekazu, ale to był w sumie żart nawiązujący do muzyki lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. 

Kamil Pietrzyk: Ma pan wrażenie, że nadchodzi nowa epoka rock'n'rolla? Pod koniec zeszłego roku zmarł Lemmy Kilmister, w tym roku odszedł David Bowie, Prince i kilku muzyków z różnych kapel. Czy ma pan wrażenie, że nadchodzi coś innego, nowego? Jaką przyszłość rock'n'rolla pan przewiduje?

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Moim zdaniem rock jest martwy kompletnie, nieistotny w dzisiejszej popkulturze. Może i ludzie będą dalej się podniecać gitarami, ale rock'n'roll już nie zmienia świata, tak jak zmieniał w moim życiu. Nie jest drogowskazem, ale dodatkiem. To już się nie zmieni. Trzeba to przyjąć. Dobrze, że jest jeszcze paru tych starych rock'n'rollowców. Ludzie słuchają muzyki mechanicznie, nawet nie kupują płyt. Nie widzę żadnej przyszłości dla rock'n'rolla. Będą grały kapele na gitarach, bo to się nazywa „rock'n'roll”, ale w tych kategoriach, żebyś znalazł płytę, która odmieni twoje życie, że ktoś jej będzie w ogóle szukał, to zapomnij! To się skończyło. Jesteśmy ostatnimi, choć jeszcze nie najstarszymi, Mohikaninami. Nie będzie żadnego rock'n'rolla. Nie widzę, żeby młodzi ludzie mieli jakiś odlot na zainteresowanie jakimkolwiek buntem. Mój syn to jeszcze jako tako, ale mówię o ludziach, którzy wchodzą na fanpage'a. Ich interesuje bardziej zdjęcie, na którym jem pierogi, niż to, że wrzucę nową piosenkę. Interesuje ich bardziej moje zdjęcie z pralni, jak jeszcze byłem w Brooklynie, z wielkimi worami, niż świetna wersja beat boxowa więźniów z Opola Lubelskiego. Tylko mnie to interesuje. Ludzi zupełnie co innego interesuje. Rządzi błahostka, jakaś głupota i tego nie zmienimy. Rock'n'roll nie ma żadnego znaczenia. Dead!

Kamil Pietrzyk: Nadąża pan za tymi wszystkimi nowinkami i zmianami technologicznymi, a co za tym idzie – ze zmianami w ludzkiej mentalności, że na przykład wiele osób z publiczności zamiast wpatrywać się na scenę, wpatruje się w smartfony? 

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Kompletnie nie nadążam, ale nie krytykuję. Nawet nie chcę nadążać. Po co mi to? Minimum mam (w tym momencie Muniek Staszczyk pokazał swój bynajmniej nie będący smartfonem telefon komórkowy – przyp. KP). Rock'n'roll miał kiedyś zapotrzebowanie społeczne, a teraz nie ma. Trudno. Nam się jeszcze udało coś zrobić, natomiast nie wierzę, żeby miało to jakieś znaczenie dla ludzi, którzy mają dzisiaj piętnaście, siedemnaście lat.

Kamil Pietrzyk: Nie mógłbym nie zapytać pana o piłkę nożną. Jak daleko zajdą nasi reprezentanci w Mistrzostwach Europy? 

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Na początku byłem sceptyczny, ale teraz jestem optymistą. Sceptyczny byłem po sparingach. Byłem na meczu z Holandią w Gdańsku. Po tych dwóch meczach na Euro jestem pełen podziwu. Mamy wreszcie prawdziwą drużynę. Chyba najlepszą od czasów Gmocha. Zawsze jestem raczej sceptyczny, ale realnie widzę, że jest szansa na ćwierćfinał. 

Kamil Pietrzyk: Dziękuję za rozmowę.  

Zygmunt „Muniek” Staszczyk: Dzięki. 

Zdjęcia: Paweł Machelski

5073

razy

czytano

1333/1413

mok.pl

Zdjęcie: Kino
Zdjęcie: Preloader. Zdjęcie: Preloader.

Kino

Zdjęcie: Galeria
Zdjęcie: Preloader. Zdjęcie: Preloader.

Galeria

Zdjęcie: Zajęcia
Zdjęcie: Preloader. Zdjęcie: Preloader.

Zajęcia

Zdjęcie: Wynajem sal
Zdjęcie: Preloader. Zdjęcie: Preloader.

Wynajem sal

Logo serwisu.

Dane

 

Miejski Ośrodek Kultury "Centrum" im Adama Mickiewicza
42-400 Zawiercie
ul. Piastowska 1
woj. śląskie

Logo serwisu.

Kontakt

 

biuro@mok.pl
32 672 28 82

Zdjęcie: Miejski Ośrodek Kultury im. A. Mickiewicza w Zawierciu
Zdjęcie: Preloader. Zdjęcie: Preloader.
Zdjęcie: Miejski Ośrodek Kultury im. A. Mickiewicza w Zawierciu
Zdjęcie: Preloader. Zdjęcie: Preloader.

Do góry

Logo serwisu.

Ukryj moduł.

Wyszukiwarka

Twoja przeglądarka internetowa, bądź system operacyjny, nie wspierają lektora w polskiej wersji językowej.

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:

Zdjęcie:
Formularz kontaktowy

Pytanie do burmistrza

Zgłoś usterkę

Formularz zgłoszenia