
mok.pl
Zawierciański Sylwester
Więcej
Przejdź do menu głównego.
Przejdź do treści.
Przejdź do wyszukiwarki.
Uruchom wysoki kontrast.
Uruchom wersję tekstową.
Skróty klawiszowe:
Strona wykorzystuje pliki cookies.
Dowiedz się więcej...
Wysoki kontrast.
Wysoki kontrast.
Oficjalna strona internetowa Miejskiego Ośrodka Kultury w Zawierciu. Strona wyposażona w automatycznego lektora treści. Usługa lektora dostępna jest z poziomu poszczególnych podstron.
Chór wokalny Sound'n'Grace zakończył tegoroczne obchody Dni Zawiercia koncertem pełnym optymistycznej treści i uduchowionego, inspirowanego stylem gospel, śpiewu. Ich występ został przepięknie połączony z wieńczącym Dni Zawiercia uroczystym pokazem sztucznych ogni. Oto zapis rozmowy z członkami chóru: Kamilem Mokrzyckim, Michałem Bojarskim i Kamilem Bijosiem.
Kamil Pietrzyk: Jakie macie wrażenia po koncercie w Zawierciu? Występowaliście równolegle z przepięknym pokazem sztucznych ogni... Jak się czujecie? Jest zmęczenie?
Kamil Bijoś: Czad! Pierwszy raz mieliśmy coś takiego, że te fajerwerki działały przez cały numer, były zsynchronizowane, i to jest najfajniejsze, że gdy było wyciszenie, to wtedy ich nie było, a potem wszedł refren i znowu się pojawiły. Widziałem, że wszyscy się tym jarali, i ja miałem ciarki na rękach.
Michał Bojarski: Dawno też nie mieliśmy takiego odbioru po koncercie: ile młodzieży przyszło po autografy, po zdjęcia. I nie tylko młodzieży! Rodzice też, aczkolwiek wszyscy wyglądali jak młodzież.
Kamil Mokrzycki: Faktycznie ta młodzież musiała tu być z rodzicami i można było się pomylić (śmiech).
Kamil Bijoś: Jest późna godzina 23:00, a tu małe dzieciaki wytrzymały i czekały na nas.
Kamil Mokrzycki: To jest też niesamowite, gdyż w tym sezonie gramy bardzo dużo koncertów. Każdy z nich jest inny, każdy jest wyjątkowy i każdy się w pewien sposób różni, ale dzisiaj, jak weszliśmy na scenę, to był jeden z tych koncertów, który miał swoją magiczną moc. Po prostu od pierwszego utworu poczuliśmy coś niesamowitego w atmosferze i to trwało do końca tego koncertu. Tego nie da się opisać słowami. To jest swego rodzaju energia, która jest połączeniem nas i publiczności. Dzisiaj to, co dostaliśmy od publiczności, było niesamowitym kopem, który dał nam już od pierwszego numeru siłę aż do samego końca.
Kamil Bijoś: Ja jeszcze byłem w szoku, jak zeszliśmy po ostatnim numerze, a potem wchodziliśmy na ten bis, to widziałem, że dookoła, z boku, z tyłu, dookoła całego stadionu stali ludzie! To było niesamowite. Ekstra, że tylu osób przyszło, żeby posłuchać naszej muzyki.
Kamil Pietrzyk: To świetne przyjęcie przez zawierciańską publiczność wynika z doskonałego odbioru waszej debiutanckiej płyty „Atom”, którą nagraliście dziesięć lat po sformowaniu się zespołu Sound'n'Grace. Dlaczego tak późno nagraliście debiutancką płytę?
Kamil Mokrzycki: Myślę, że na początku, kiedy powstało Sound'n'Grace nikt nie myślał o tym i nie miał ani planów wydawniczych, ani koncertowych. Było to bardziej zajawkowe spotykanie się i granie koncertów, ale faktycznie później, z czasem coraz poważniejsze stawało się to nasze koncertowanie. Myślę, że takim naszym najjaśniejszym punktem było spotkanie z Gorgo, czyli z naszym wydawnictwem muzycznym Łukasza Bartoszaka i Kasi Chrzanowskiej, którzy połączyli nasze siły z producentem Tabbem (Bartosz Zielony – przyp. KP) i to dało niesamowite połączenie. Myślę, że wielu artystów na scenie polskiej dzisiaj boryka się z tym, że albo nie mają dobrego materiału, albo nie mają dobrego managementu – osób, które wiedzą, w jaki sposób kierować karierą artystów. Nam się udało dostać combo w postaci Tabba i Gorgo, które jest połączeniem niezawodnym. Do tego dołożyliśmy wszelkich starań i sił muzycznych, żeby płyta „Atom” i to połączenie było czymś niesamowitym i niespotykanym. Mam nadzieję, że się udało.
Kamil Pietrzyk: Chór to zrzeszenie jednostek, indywidualności wokalnych tworzących zespół. Czy ciężko jest utrzymać tak liczną grupę ludzi w ryzach?
Michał Bojarski: U nas występują bardzo różne osobniki. Jeśli chodzi o charakter, to jest ogień, woda, ziemia, powietrze...
Kamil Mokrzycki: I Kapitan Planeta! (śmiech)
Michał Bojarski: Niektórzy się ulatniają, więc okiełznać to towarzystwo jest trudno. Kamil z Anią tworzą idealny duet, który jest w stanie to towarzystwo okiełznać...
Kamil Mokrzycki: Choć nie zawsze (śmiech)
Kamil Bijoś: Jest taki problem, że większość z nas tak naprawdę pracuje w „normalnych zawodach”.
Kamil Mokrzycki: Powiedzmy szczerze – tak generalnie, to dziewczyny są gorsze niż chłopaki w zespole (śmiech). Czasami od nich uciekamy, czasami są okropne, one stwarzają problemy, a my je rozwiązujemy (śmiech). Tak to wygląda w zespole Sound'n'Grace.
Kamil Pietrzyk: Gospel nie należy do najpopularniejszych gatunków muzycznych w Polsce. Skąd wzięła się u was miłość do amerykańskiego, a właściwie, do afroamerykańskiego gatunku muzycznego, jakim jest właśnie gospel?
Kamil Mokrzycki: To jest bardzo proste. Ja i Ania, jeszcze nie znając się, trafiliśmy na warsztaty gospel. Część wokalistów Sound'n'Grace, którzy do dziś śpiewają w tym zespole, również była na tych warsztatach i tam się poznaliśmy. Tak stwierdziliśmy, że warto by było stworzyć coś na kształt tego, co spotkaliśmy na tych warsztatach. W późniejszym okresie to już było tak, że wszystkie osoby, które dołączały do Sound'n'Grace, miały do czynienia z muzyką: albo z jazzem, albo z muzyką popową, albo z bluesem lub soulem, a wszystkie te nurty, jakby nie było, czerpią też z muzyki gospel, która jest niekiedy podstawą do wszystkich tych nurtów muzycznych. Myślę, że to było też takim wyzwaniem, inspiracją dla poszczególnych członków, którzy dołączali do Sound'n'Grace – nie tylko wokalistów, ale i muzyków, którzy chcieli po prostu zmierzyć się z tym gatunkiem.
Kamil Bijoś: A ja cię tak Kamil zapytam, bo jestem w zespole od dwóch lat – nie było tak, że dziesięć lat temu, kiedy zaczynaliście, nie było po prostu takich zespołów w Polsce?
Kamil Mokrzycki: Co ty! Kiedyś był wylew jeszcze większy niż teraz. Odbywały się warsztaty, które były organizowane co dwa miesiące na terenie Polski. Przyjeżdżali instruktorzy z Londynu, ze Stanów Zjednoczonych, więc jeżeli chodzi o gospel, to rzeczywiście myślę, że teraz jest tego troszeczkę mniej, choć cały czas funkcjonują chóry gospelowe w wielu miastach. Mamy nadzieję gdzieś tam z tyłu głowy, że przecieramy szlak dla wielu innych zespołów, ale też zespoły takie jak TGD (Trzecia Godzina Dnia – przyp. KP) zawsze były dla nas inspiracją.
Kamil Pietrzyk: Płytę „Atom” nagraliście z producentem Tabbem, który raczej kojarzony jest z inną muzyką: głównie z rapem, hip hopem, ale i popem (płyta z Grzegorzem Hyżym). Czy Tabb od razu zrozumiał specyfikę gospel? Długo się docieraliście zanim udało się osiągnąć zadowalający was finalny efekt studyjny?
Kamil Bijoś: Myślę, że dla niego było to też jakieś wyzwanie, nowe doświadczenie. Jak przyszliśmy do jego studia, przyjechało do jego trzydziestometrowego mieszkanka dwanaście osób...
Kamil Mokrzycki: Nie „mieszkanka”. On tam nie mieszka. To jest studio.
Kamil Bijoś: Tak, tak, to jest studio, ale wygląda jak mieszkanko. Tabb szybko się dostosował.
Kamil Mokrzycki: To jest niesamowite u Tabba, że on jest taką osobą, która bardzo słucha, jest bardzo cierpliwy, bardzo uważny. Mnie to zdziwiło, że on po prostu nas „chłonął”, czerpał od nas...
Kamil Bijoś: Brał to, co najlepsze od każdego z nas...
Kamil Mokrzycki: Niejednokrotnie było tak, że my gadaliśmy jakieś głupoty, albo w ogóle chcieliśmy nagrywać jakieś partie, które nigdy w życiu by na tę płytę nie weszły, a Tabb pozwalał nam na to wszystko, wiedząc, że z tego może wyjść coś dobrego. Współpraca z taką osobą, jeżeli chodzi o kwestię muzyczną, jest czymś niesamowitym, bo jest to świetny producent. Jest to osoba, która totalnie pozwala rozwinąć skrzydła. Myślę, że to nasze połączenie: jego otwartości na różne rodzaje i gatunki muzyczne, i tej naszej miłości i zażyłości z muzyką gospel pozwoliło przemycić do totalnie popowej płyty, jaką jest „Atom”, brzmienia, harmonie gospelowe. Wyszło z tego takie połączenie, jakiego nie ma w Polsce.
Kamil Pietrzyk: W waszej muzyce jest dużo pogody ducha, dużo optymizmu i pozytywnego przekazu. Często zdarza się, że podchodzą do was młodzi ludzie i dziękują, że poprawiliście im samopoczucie, wyciągnęliście z dołka?
Michał Bojarski: Tak, zdarza nam się to bardzo często, zwłaszcza w komentarzach na różnych portalach społecznościowych. Ludzie wychwalają nas po koncercie, przed koncertem, że czują tę energię na płycie i to potem potwierdza się na koncertach. Jest to dla nas czymś napędzającym, że rzeczywiście nie jest to tylko to, że wydaliśmy płytę i ludzie nie wiedzą, czego się po tych koncertach można spodziewać, ale po koncertach jest rzeczywiście wielki odbiór i osobiście ludzie nam o tym mówią.
Kamil Mokrzycki: Jak tak sobie myślę o naszej płycie, że jak wychodzi solista, to rzeczywiście łatwiej jest mu opowiedzieć swoją osobistą historię i wtedy można opowiadać również o przeżyciach przykrych, smutnych, o rozterkach miłosnych. A my co? Mamy wyjść i Bijoś ma śpiewać o moim złamanym sercu, czy ja mam wyjść i śpiewać o tym, jak Bojara zostawiła dziewczyna?
Kamil Bijoś: Ma być wesoło!
Kamil Mokrzycki: Jako grupa śpiewamy o takich emocjach, jakie się przeżywa wspólnie. Nawet jeśli mamy jakieś ballady czy utwory, które zmuszają do przemyśleń, to są to jakieś sztampowe przemyślenia i problemy, które dotyczą większości osób. Są może mniej indywidualne, ale łatwiej w grupie mówić o rzeczach przyjemnych, radosnych i pozytywnych, stąd „Atom” jest tak pozytywną płytą.
Kamil Bijoś: To w dużej mierze zasługa Patrycji Kosiarkiewicz, że napisała nam takie teksty i tak to fajnie połączyła z muzą.
Kamil Pietrzyk: Czy poza Sound'n'Grace udzielacie się w jeszcze innych projektach? Wykonujecie w nich inną muzykę niż gospel?
Kamil Mokrzycki: Mamy! Bojar do niedawna jeszcze przecież śpiewał w kwartecie wokalnym...
Michał Bojarski: W mocno jazzowym kwartecie wokalnym, a może i bardziej była to poezja śpiewana? Trzeba się realizować, rozwijać i przenosić to później do Sound'n'Grace. Chór charakteryzuje to, że jest w nim wiele osób związanych z różnymi gatunkami.
Kamil Bijoś: Chór nas też tak na tyle zaabsorbował, że nie ma czasu...
Kamil Pietrzyk: Jak powiedzieliście wcześniej, większość z was pracuje w „normalnych zawodach”...
Kamil Mokrzycki: Tak, część osób pracuje zawodowo, ale na przykład Kamil, mimo tego, że mamy totalny obecnie bum na pracę w Sound'n'Grace, to jest na tyle zdolny i rozchwytywany, że rzeczywiście w tak zwanym „międzyczasie”, którego ma mało, ogarnia jakieś featuringi (ang. gościnne występy – przyp. KP), gościnnie bierze udział w różnego rodzaju projektach. Inni wokaliści też tak działają. Dla nas jest to zawsze budujące i cieszymy się, że oprócz tego, iż działamy ze sobą w Sound'n'Grace, każdy z nas na zewnątrz próbuje się rozwijać, bo później to wraca do projektu. Mam nadzieję, że Kamil, z racji tego, że bierze udział w projekcie hip hopowym, będzie rapował na koncertach (śmiech).
Kamil Pietrzyk: Dziękuję bardzo za rozmowę!
Kamil Mokrzycki: Kochani, jak widzicie, mamy cudowny humor, cudowny nastrój, a to wszystko dzięki wspaniałej publiczności w Zawierciu, która dała nam mnóstwo mega pozytywnej energii i chyba jest to zrozumiałe, że będąc tak zwariowanymi ludźmi, nie mogliśmy nagrać niepozytywnej płyty!
Zdjęcia: Paweł Machelski
Dane
Miejski Ośrodek Kultury "Centrum" im Adama Mickiewicza
42-400 Zawiercie
ul. Piastowska 1
woj. śląskie
Do góry
Wyszukiwarka
Twoja przeglądarka internetowa, bądź system operacyjny, nie wspierają lektora w polskiej wersji językowej.